Wspomnienie o Ewie Cabalskiej
12 grudnia, na cmentarzu Parafii Zmartwychwstania Pańskiego, pożegnaliśmy Ewę Cabalską. Żyła skromnie i cicho, ale jej wewnętrzny świat stanowił niezwykle bogatą skarbnicę myśli i uczuć.
Niegdyś, pani Ewa była osobą bardzo aktywną. Jako psycholog, pracowała w pionierskim medycznie zespole dr Stanisława Sakiela. Podczas, gdy lekarz przywracał życiu ciała, ona – przywracała życiu okaleczone chorobą dusze.
–Była niezwykle oddana pacjentom – wspomina ją przyjaciółka, z którą nieustannie, od lat dziecięcych była związana, Danuta Wyrwik – Nie raz zdarzało się tak, że będąc umówiona z Ewą do filharmonii, gdzie obie uwielbiałyśmy chodzić, długo na nią czekałam, a ona wpadała niemal w ostatniej chwili i nieodmiennie słyszałam: „bo wiesz, mam takiego jednego pacjenta…” Była bezinteresowna i pełna poświęcenia. Ona nie pracowała – ona po prostu była dla innych i pomagała im ze wszystkich sił. Miała na tym polu wielkie osiągnięcia. Potrafiła swoją łagodnością, sercem po prostu przymusić pacjentów do nadziei, do pozytywnego myślenia. Podobnie wiele empatii okazywała młodzieży. Z tym środowiskiem także związana była zawodowo. Przez około dziesięć lat prowadziła zajęcia z psychologii rozwojowej na uczelni. Sama stale pogłębiała swoją wiedzę. Była niezwykle chłonnym umysłem. Miała w małym palcu Junga, uwielbiała Kena Wilbera.
Te dwie, znaczące postaci kształtowały Ewę Cabalską, były jej życiowymi przewodnikami. Tak, jak ten pierwszy, realizowała się nie tylko w psychologii, ale także w malarstwie i podobnie jak on, zgłębiając ludzką naturę, zawędrowała w rejony fizyki kwantowej, która z latami niemal zupełnie zawładnęła jej umysłem. Drugi jej guru, to amerykański, niepokorny filozof, socjolog i psycholog, twórca integralnej teorii świadomości, zajmujący się kulturą, duchowością i mistycyzmem, wywarł także ogromny wpływ na jej postrzeganie rzeczywistości, na jej system wartości.
Odzwierciedleniem jej, wyrosłych na tym tle, przemyśleń i emocji były tworzone przez panią Ewę obrazy. Tak o nich napisał jeden z członków Grupy Artystycznej „Laura” Jan Wiktor Urbańczyk:
„Jej łatwość przenikania świata realnego, metafizyki i filozofii nie pozwalały pozostawać obojętnym wobec obrazów, które zawsze prowokowały do chwili zadumy, przemyśleń i próby odpowiedzenia sobie – gdzie jestem co robię i jaką rolę mam do spełnienia. Jej wędrówka w poprzek czasu nigdy się nie kończyła. Starała się poznać to co niepoznane, zrozumieć to co niezrozumiałe. Kwarki, momenty spinowe, aury i projekcje psychologiczne, jak muśnięciem czarodziejskiej różdżki łączyła z filozofią Kanta i Kartezjusza niczym wir wyobraźni na palecie zmysłów przenosiła na płótno wprawiając nas w w zachwyt”.
Zanim jednak zupełnie wchłonął panią Ewę pełen tajemnic Wszechświat, bardzo aktywnie uczestniczyła w życiu miasta. Zresztą patriotyzm miała we krwi – jej oboje rodzice w czasie okupacji niemieckiej brali czynny udział w ruchu oporu. Z wielką energią zaangażowała się w działalność samorządową. Jako radna pierwszej kadencji Rady Miasta w latach 1990 – 1994 pełniła funkcję przewodniczącej komisji kultury i edukacji. Danuta Wyrwik, która w owym czasie również była radną wspomina:
–Wszyscy mieliśmy wówczas wiele zapału, bardzo chcieliśmy pracować dla miasta, które kochaliśmy, dla naszego miasta. Ewa rzuciła się do działania z wielką energią. Wraz ze mną zabiegała o remont budynku obecnego Siemianowickiego Centrum Kultury przy ul. Bytkowskiej i można powiedzieć, że miała ogromny wkład w powstanie w tym budynku prężnego centrum kultury. Wywalczyła więcej pieniędzy dla „Zameczku”, bardzo wiele starań włożyła, aby w siemianowickich szkołach odbywało się dużo zajęć pozalekcyjnych. A prócz pracy w Radzie Miasta, Ewa przez dziewięć lat bardzo intensywnie angażowała się w organizację Międzynarodowych Warsztatów Ekologicznych i ze wszystkich sił, poprzez fundację „Pałac”, toczyła batalię o przejęcie tego zabytku na własność przez miasto.
Po przejściu na emeryturę, Ewa Cabalska zagłębiła się bez reszty w świat książek, w których szukała odpowiedzi na najważniejsze pytania. Tylko to było dla niej istotne, a problemy dnia codziennego, czy nawet załatwienie formalności, aby uzyskać podwyżkę emerytury, uważała za stratę cennego czasu. Jej musiało starczyć na interesujące książki, czasopisma naukowe i na utrzymanie przygarnianych kotów.
Pani Ewa tak wiele, bezinteresownie z siebie dawała. Sama, nie chciała sobą absorbować. Umarła, tak chyłkiem, jak żyła. Pozostało puste mieszkanie, tak, jak w wierszu Wisławy Szymborskiej:
„Umrzeć - tego się nie robi kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu(...) Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma... „
autor: Ewa Roch-Wyrzykowska