Piotr… to był Piotr
W sobotę, wczesnym rankiem, na cmentarzu parafialnym w Michałkowicach pożegnaliśmy naszego kolegę Piotra Kochanka.
Ponoć, żeby naprawdę poznać człowieka trzeba z nim zjeść beczkę soli. My nie mieliśmy tyle czasu. Piotr dołączył do zespołu biura prasowego osiem lat temu. Siłą rzeczy to wspomnienie dotyczy tego okresu naszej znajomości i współpracy. Pracował już wcześniej w urzędzie, ale potem, by utrzymać rodzinę, założył i prowadził własną firmę. W każdym razie w sierpniu 2015 roku wrócił i dla większości grupy jako „nowy” przysiadł się do naszej beczki soli.
Zacznijmy od tego. Piotr… to był Piotr. Na zdrobnienia w stylu Piotrek czy Piotruś nie reagował, bo z domu, od Mamy wyniósł, że ma na imię Piotr. Kochaneczku – czasem działało.
Jedyny, niepowtarzalny, wyjątkowy. Tak można powiedzieć o prawie każdym. Piotr miał jednak coś, co wyróżniało go z tłumu przeciętnych, choć w swojej istocie także niepowtarzalnych ludzi. To był wewnętrzny żar i nieposkromiony apetyt na życie. Ciągle w pędzie, z dziesiątkami nowych pomysłów i w pogoni za marzeniami. Jak się do czegoś zapalał, wybuchał płomieniem totalnym i nieokiełznanym. Cóż, zdarzało mu się równie szybko przygasnąć, bo nowy pomysł, kolejna idea owładnęła jego umysłem. Spieszył się. Zawsze i wszędzie. Chyba podświadomie wyczuwał, że może mu zabraknąć czasu. Kiedy rano wchodził do biura to z impetem, na pełnej petardzie. Nieruchomiał w drzwiach, omiatał wzrokiem nasze twarze, jakby chciał wyczuć, w jakich jesteśmy nastrojach i czy przypadkiem atmosfera nie wymaga rozładowania. A w tym był wirtuozem. Trafny komentarz, żarcik, pointa. Był mistrzem wprowadzania dobrego humoru i pozytywnego nastroju. Nawet już w czasie choroby, gdy parę razy odwiedził nas w biurze.
Piotr nie uciekał od nowych wyzwań i zadań. Zwłaszcza tych, które miały na celu pomoc innym. W takie przedsięwzięcia angażował się całym sobą. Niejednokrotnie kosztem wolnego czasu, pieniędzy, ale chyba także i zdrowia.
Piotr był wewnętrznie bardzo dojrzałym człowiekiem. Wiedział o tym, że w urzędzie i na zewnątrz, nie wszyscy przepadali za jego sposobem bycia. Może dlatego, że sprawiał wrażenie lekkoducha i zdystansowanego do świata luzaka. To jednak była rola, którą w swoim krótkim życiu odegrał fenomenalnie. Pod maską eleganckiego, złotoustego łobuziaka, któremu wszystko przychodzi z łatwością, kryła się głęboka wrażliwość, świadomość konieczności ciągłego doskonalenia, empatia, delikatność i zrozumienie ludzi. Nawet tych, którzy go zranili. Pewnie dlatego grono jego najbliższych przyjaciół było bardzo wąskie.
Piotr był permanentnie zakochany. I to chyba ta miłość nakręcała go do działania i życia. Agnieszka, Madzia, Maksiu wreszcie – last but not least – Czesio. Uwielbiał jego towarzystwo. Mawiał żartobliwie, że „Czesio czasem szczeka, ale nigdy się nie odszczekuje”. Głęboko i szczerze kochał też Boga. Nie obnosił się z tym szczególnie, ale też nigdy tego przed nami nie ukrywał. Jeszcze gitara i pizza, ale to już inna historia.
Piotr popełniał błędy, ale wnioski z nich wyciągał błyskawicznie, robiąc wszystko, by do nich ponownie nie dopuścić. W jednym zaniechaniu był jednak zatwardziałym recydywistą. Filiżanki, kubki, talerzyki traktował jak przedmioty z własną świadomością, a one, niestety, same się nie odnosiły i nie myły.
Piotrze, dziękujemy Ci za to, że byłeś i dzieliłeś się z nami swoją nieustanną radością życia.
Do zobaczenia.
Koleżanki i koledzy z Biura Prasowego
Autor:
-
Biuro Prasowe
Jacek Dokutowicz
j_dokutowicz@um.siemianowice.pl
(32) 7605323