Wojtek się znalazł! (relacja z gry miejskiej)

Animator i uczestnicy podczas wykonywania zadania
Animator i uczestnicy podczas wykonywania zadania

W minioną sobotę odbyła się gra miejska pt. „Gdzie jest Wojtek?”. Niestety pogoda uniemożliwiła rozegranie jej w przestrzeni miejskiej, zgodnie z pierwotnym założeniem. Na szczęście klimatyczny, kilkukondygnacyjny i pełen zakamarków gmach Muzeum Miejskiego pozwolił na przeprowadzenie zabawy. Dopisali też uczestnicy – większości zapisanych osób nie zraziła aura – osoby te wzięły udział w niezwykłej przygodzie.

Gra była pierwszym z wydarzeń w ramach szerszego projektu „Gdzie jest Wojtek?”. Projekt uzyskał dofinansowanie Instytutu Myśli Polskiej im. W. Korfantego w ramach „Funduszu Korfantowskiego” – konkursu na inicjatywy kulturotwórcze w 2023 r. Konkurs w swych założeniach stawia Wojciecha Korfantego – wybitnego Ślązaka, Polaka i Europejczyka – jako symbol inspirujący refleksję o aktualnie ważnych społecznie kwestiach, odkrywa wartość małych ojczyzn i ich znaczenie w kształtowaniu dobra wspólnego, a także wskazuje miejsce Polski we wspólnocie europejskiej.

Na kolejnych etapach gry uczestnicy spotykali postaci, które wciągały ich w rozgrywającą się w latach 80-tych XIX wieku fikcyjną historię, a przy okazji postawiły przed nimi serię wyzwań. Okazało się bowiem, że mały Adalbert Korfanty (nazywany w domu „Wojciechem”) po scysji z nauczycielem niemieckiej szkoły ludowej – opuścił zajęcia i przepadł jak kamień w wodę. Zadaniem uczestników było podążanie za wskazówkami i ostatecznie udzielenie odpowiedzi na trapiące bohaterów pytanie – „gdzie jest Wojtek?”. W końcówce gry – istotnie jednej z drużyn udało się dotrzeć do tytułowego bohatera, który (jak się okazało) został uwięziony.

Opowieść inspirowana postacią małego Korfantego oraz realiami epoki była dla uczestników przyczynkiem do namysłu nad praprzyczynami postaw i poglądów śląskiego polityka, a także w szerszej perspektywie – nad złożonością i wielowymiarowością śląskiej historii. A oto cała historia Wojtka, którą zrekonstruowali uczestnicy:
Wojtek podczas lekcji wdał się w spór z panią Chrząszcz – nauczycielką Katolickiej Szkoły Ludowej nr 1. Przyczyną scysji było wypracowanie Wojtka na temat: „Książka w moim domu”. Wojtek napisał wypracowanie o „Kazaniach sejmowych” Piotra Skargi, co Chrząszcz uznała za polityczną prowokację.

Wściekły Wojtek wybiegł z klasy, a następnie skłamał woźnej, że ta jest pilnie proszona do dyrektora. Gdy woźna opuściła swoje stanowisko, Wojtek uciekł ze szkoły.

Chłopiec zaczął tułać się po mieście. W pewnym momencie, nieopodal Huty Laura, zauważył zbliżającą się z naprzeciwka sąsiadkę – Brygidę Kozik. W obawie przed przyłapaniem na wagarowaniu Wojtek skorzystał z okazji i wszedł przez niedomkniętą furtkę do ogrodu willi rodziny Fitznerów.

Gdy spomiędzy gęstej roślinności obserwował przechodzącą Brygidę, czekając, aż zagrożenie minie, poczuł silny uchwyt masywnej dłoni na swoim karku. Dłoń należała do majordomusa Fitznerów, który nie czekając na tłumaczenia chłopca, wyniósł go poza ogród i z całą mocą cisnął na bruk.

Gdy Wojtek z trudem i bólem zbierał się z podłoża, jego wzrok spotkał się ze wzrokiem przejeżdżającego właśnie furmanką Alojzego Nawrata. Ten, widząc całą sytuację, dobrotliwie uśmiechnął się do chłopca, a potem – jakby na pocieszenie – wskazał na niebo w kierunku kościoła Św. Krzyża. Wojtek uniósł wzrok. Widok był zdumiewający, prawie fantastyczny. Dokładnie nad wieżą kościoła (może ze 20 metrów ponad nią) unosił się ogromny balon z podwieszonym koszem, a w koszu byli ludzie. Wojtek ruszył w kierunku balonu, wiedziony jakąś siłą, nad którą nie miał panowania. Jednak balon się oddalał.

Wojtek szedł za balonem wzdłuż ulicy Zamkowej w kierunku północnym, jak prowadzony na sznurku, nie zważając na ludzi i całe otoczenie. Kto leci balonem? Czy to wybitny meteorolog, który dokonuje ważnych pomiarów, a może sławny niemiecki reżyser filmowy, który kręci panoramę Śląska? W pewnym momencie balon obrał kierunek północno-zachodni, tak że na drodze Wojtka stanęło ogrodzenie parku okalającego posiadłość Donnersmarcków. Za chwilę balon miał zniknąć Wojtkowi z oczu. Nie było wyjścia…

Wojtek rozejrzał się dookoła, czy nikt nie patrzy, a następnie zwinnym susem przeskoczył płot. Znów mógł teraz śledzić balon. Szedł na przełaj, nie alejkami, lecz przecinając trawniki i rabaty kwiatowe. Niewiele zresztą obchodziło go piękno parku, teraz liczył się tylko wspaniały balon. W pewnym jednak momencie pobliskie głosy wyrwały chłopca z transu. Zorientował się, że nikt nie może go tu zobaczyć, schował się więc za gęstym krzewem i zaczął obserwować rozmawiających mężczyzn. Jeden z nich był Niemcem, jak się wydawało – urzędnikiem pracującym na dworze Donnersmarcków. Zdziwienie wzbudzili w Wojtku dwaj pozostali – byli to bowiem rosyjscy pogranicznicy (poznał ich po mundurach, które widział już raz podczas wyprawy z ojcem do Przełajki). Rozmawiali w tonie konspiracyjnym, ściszali głosy i rozglądali się nerwowo.

Wojtek zrozumiał z rozmowy, że urzędnik wraz z pogranicznikami ustalają szczegóły przemytu! Oto urzędnik zamierzał wyprowadzać bez wiedzy hrabiego Donnersmacka pewne ilości produktów folwarcznych do przygranicznych miejscowości zaboru rosyjskiego, a rosyjscy strażnicy zobowiązali się za stosowną opłatą przyzwalać na proceder, a także dostarczać urzędnikowi pewne ilości niezwykle chodliwego towaru – Maggi. Mimo że sprawa wydawała się skandaliczna, Wojtka i tak nadal bardziej obchodził balon. Spojrzał w górę – balon powoli znikał między koronami drzew. Wojtek poderwał się nerwowo, chcąc popędzić w jego stronę, ale zaraz się pohamował, bo przypomniało mu się, że musi pozostać w ukryciu. Było jednak za późno. Ruch Wojtka zwrócił uwagę urzędnika, który zauważył teraz schowanego chłopaka. Wojtek rzucił się do ucieczki.

Biegnąc wpadł na pomysł: jeżeli zdoła dobiec do pałacu i powiedzieć, że przyszedł donieść na nieuczciwego urzędnika, nikt nie będzie się już interesował taką drobną przewiną, jak wtargnięcie Wojtka na teren pałacowego parku. Puścił się więc co sił w kierunku pałacowej bramy. Urzędnik jednak był równie szybki, dogonił Wojtka dosłownie na oczach stojącego u bramy strażnika, chwycił chłopca za ramię i… w szarpaninie wylał na niego cały flakonik perfum! Dalej sprawa potoczyła się już szybko i bardzo niepomyślnie dla Wojtka: urzędnik oskarżył chłopca o włamanie na teren posiadłości celem kradzieży drogich perfum z pałacowych zasobów. Chłopca nikt nie słuchał. Uznano, że musi ponieść karę. Urzędnik kazał póki co uwięzić go gdzieś na terenie folwarku…

Balon tymczasem odleciał – dosłownie – w siną dal.

Autor:

  • Radosław Matysek – Siemianowickie Centrum Kultury

wprowadzający: Jan Litwiński
foto: Monika Bilska, Mikołaj Żądło